9/29/2014
30 Seconds to Mars - Zespół, który zmienił moje życie.
Dawno nie było tu żadnego tematycznego postu, a więc mam dla was mały post o muzyce którą kocham. Jedni mogą pamiętać, że podobny post powstał rok temu, tuż po koncercie System of a Down a teraz czas na zespół który zmienił moje życie - 30 Seconds to Mars.
Tak wiem, pewnie połowa z was pomyśli "muzyka nie może zmienić czyjegoś poglądu na świat. Muzyka nie może wpływać na nasz humor a co dopiero samopoczucie". A jednak.
-Kiedy pokochałam 30STM? Od pierwszych 10 sekund piosenki "Night of the hunter", jednej z 12 piosenek znajdującej się na płycie "This is War". I tak to się właśnie zaczęło. Od jednej piosenki, wracając do ich debiutu czyli płyty "30 Seconds to Mars" która ukazała się w 2002r, poprzez "A Beautiful Lie"-2005r, wracając znowu do "This is War" no i wreszcie, po 5 latach doczekałam się nowego krążka jakim jest " Love Lust Faith + Dreams", który wyszedł ponad rok temu. Wiadomo, klasyka klasyką, ale od dawna nie słyszałam tak energicznej i pełnej werwy piosenki jak "Do or Die" Gdy dopadła mnie jesienna depresja, nic nie stawiało mnie na nogi tak jak właśnie ta piosenka. Gdy już zdążyłam pokochać tą płytę, dowiedziałam się ze Marsi jadą w trasę ją promować. Okazało się również, że odwiedzą Łódź. Niestety nie mogłam pojechać na ten koncert. Powiedziałam "Dobra będzie jeszcze okazja, w końcu Jared powiedział "See you SOON" I tak mijały dni, tygodnie, miesiące a moja fascynacja tym zespołem rosła z dnia na dzień. Tak wtedy byłam ich typową fanką co można zobaczyć, przeglądając mojego instagrama z tamtego okresu, albo zapytać mojego chłopaka, który musiał znosić wszelkie opowieści o Jaredzie, Shannonie i Tomo. No i co najgorsze musiał słuchać jak na okrągło "śpiewam" ich piosenki. Dopiero teraz dostrzegłam co musiał przechodzić wysłuchując mojego wycia. I tak minął rok. Pewnego dnia, na stronie Marsów zobaczyłam informację, iż planują dodać dodatkowe terminy koncertów. Dwa dni później na liście pojawiła się Słowacja. Gdy tylko przyszłam ze szkoły zaczęłam błagać tatę aby mnie tam zabrał. Tata jako że również jest ich fanem po małych negocjacjach zgodził się tam pojechać. No więc Słowacja! Następnego dnia w szkole, na lekcji matematyki gadałam o tym z moją koleżanką. Pamiętam, że powiedziałam jej "Nie ma szans, żeby przyjechali znowu do Polski..." i dokładnie na tej samej lekcji, przeglądając facebooka zobaczyłam nagłówek "30 seconds to mars w Rybniku" No i się zaczęło. Oczywiście bilety kupiłam już w pierwszy dzień ich sprzedaży. Był to luty. Nie zostało nic innego jak czekać.
Nadszedł 22 czerwca 2014r- Niedziela. Szczerze? Nie spałam pół nocy. Siedziałam i słuchałam ich muzyki a moje serducho biło szybciej. Tak i w tym momencie znowu myślisz "Co za poszarpana idiotka?" ale cóż, zapewne znajdzie się kilka osób, które mnie zrozumie.
Koncert zaczynał się o 21:00 Otwarcie bram było coś około 18:00? Nie przejmowałam się tym ponieważ byłam na trybunach. Od Rybnika dzieli mi kilkadziesiąt kilometrów, więc wyjechaliśmy około 16,30 z Bojszów a o 17:00coś byliśmy już pod bramkami. Stojąc w kolejce, spotkałam Szaloną Zuzie, którą możecie kojarzyć z You Tuba, rozmawiałam również z pewną panią która miała 45 lat i była ich wierną fanką. W ogóle zdziwiła mnie średnia wieku osób, które tam były. Myślałam ze będzie to przedział wiekowy 11-14 a jednak się myliłam. Podeszła również do mnie pewna dziewczyna, która jak okazało się później jest moją fanką i chciała zrobić sobie ze mną zdjęcie. To było bardzo bardzo miło. Serdecznie Cię pozdrawiam Julia.
Oczywiście po wejściu na stadion odsłuchaliśmy supportu jakim był Dawid Podsiadło. Słońce zaszło, reflektory zgasły a my usłyszeliśmy pierwsze dźwięki piosenki "Birht". Nasze płuca zadrżały od basu a moje serce znowu chciało wyskoczyć z piersi. Nie ma słów które opisałyby cały koncert, każde słowo, zwrotkę, piosenkę. Wszystko było tak wyjątkowe. A było take ponieważ byłam tam z Nim. Nigdy nie czułam się lepiej, niż tamtej nocy, gdy mogłam chwycić go za rękę i wspólnie posłuchać "Hurricane" akustycznie. Wszystko było idealnie, jedyne czego brakowało to Shannona.
Wiem, to dziwne że jeden zespół - 3 osoby mogą tak bardzo wpłynąć na nas, na nasze emocje i zachowanie. Cieszę się, że poznałam ten zespół, że mogłam być na ich koncercie, zobaczyć ich a co najważniejsze usłyszeć na żywo.
To by było na tyle, mam nadzieję, że chociaż 1/4 z was dotarła do końca mojej opowieści.
Napiszcie jakiej muzyki wy lubicie słuchać, może ktoś z was był na tym koncercie, może ktoś również jest Echelonem tak jak ja? Piszcie.
Ja uciekam i życzę wam miłego tygodnia!
JEŻELI PODOBA CI SIĘ TEN POST. KLIKNIJ "PODOBA MI SIĘ" PONIŻEJ